1. |
Dam ogień.
03:58
|
|
||
1.
Ludzi pociąga w ogniu coś, nie wystarczy im oparzyć się raz.
Ból odstrasza, lecz nie tego, co odważy się kraść ogień.
Masz ogień? Daj ogień.
Pal sześć, pal bit, pal ściany, pal skrecz, pal podłogę.
Masz ją w sobie, chęć, żeby kłaść na stosie los,
Żeby jak po ogień wpaść i co swoje wziąć.
Zająć się tym, zajmij się, zapal się, jaraj się.
Nikt nie ma prawa by zabraniać ci płonąć.
Dla tych, którzy się tlą jest tłok.
Dla tych, którzy mają ogień jest to.
Dzwoń na 998 i zgłoś.
Kto zapuścił ogień pod rapem i zrobił to zimą, ziom?
To było coś, ale wszystko ma swój czas, ja
Znam swój czas, ja rozumiem, przez trudy do gwiazd,
Ta droga to prawda i muszę mówić to tak, jak gdyby rap był szlugą, nasz syf to ostatnia zapałka.
Hej, tak drewniany jest rap,
Tyle słomy wystaje z niego, że aż się prosi żeby z dymem pójść tam,
Gdzie niebo jest nadzieją na ochłodę, bo tu ich nadzieja jest nadzieją na rożen.
Łaki walczą o byt, gracze walczą o bit, chcą go zarżnąć jak nikt i tyle.
Dać ogień, władać grą jak grobem,
Łączyć zło ze złomem, świadczyć kto jest bogiem.
Kto? Ty dobrze wiesz, że Bisz, zapali tej grze znicz,
Choć najpierw weźmie ten syf na Olimp.
Jeśli ten syf cię boli najpierw tryby naoliw,
A jak nie trybisz możesz dolać mi oliwy do ognia do woli.
Nie można zaszkodzić mi,
To opcja bez drogi do wyjścia z pożogi.
Czerwony sygnał włączony.
Chcą mi dołożyć, mają żółć w pistoletach na wodę.
Chcą mi dołożyć, dokładają mi do pieca, ja biorę.
I mam ogień, a ty rzucaj co masz: kamienie, obelgi, drwiny.
To działa lepiej, niż gdybyś wylewał tu cysternę benzyny.
Wybijam w górę, wolny, większy, żywy.
Ref. x2
Mam ogień, a ty masz coś do mnie to rzuć.
Dam ogień, a ty weź się odbij, chuj.
Mam ogień, a ty masz coś do mnie to rzucaj.
Dam ogień, a ty chesz to ciągnąć to kucaj.
2.
Nabij się w butelkę i rzuć się, jak Mołotowa.
Nabij się w butelkę i rzuć się, jak Mołotowa.
Nabij się w butelkę i rzuć się, jak Mołotowa.
Nabij się w butelkę i rzuć się, jak Mołotowa.
Rzuć na mnie belkę ze swego oka i popatrz.
Rzuć na mnie belkę ze swego oka i popatrz.
Rzuć na mnie belkę ze swego oka i popatrz.
2008, Bisz, Kosa.
Dużo dymu, mało ognia, tak wygląda ta gra.
Aktorska to wiodąca z postaw, im przed nosem hajs i obczaj
Jak stado zamienia ludzi w stado, baranom mówimy nie.
Nawinęli swój makaron na zły widelec.
Owczy pęd jest jak lęk przed myśleniem,
Nie jestem pasterzem, sieję ogień, reszta jest milczeniem owiec.
Nie dam im spać, nie pomoże im milczenie owiec.
Dodaję pary, odejmuję paru w samą porę.
Odpalę ich dolę, to będzie hekatomba,
Biorę ofiary losu i kładę je na ołtarz.
Bierzcie i nieście z tego wszyscy w ogień święty
W odwiecznej walce, po której jesteś stronie ziomek?
Bezwzględne dobro, widzimy to.
Robimy to uparcie, topimy szkło,
A ty masz parcie na nie, nie masz poparcia u nas.
Daleko od pop artu, ale nie porównuj nas do Pezet/Noona.
Tylu kotom w głowach bąbluje sodowa,
To pora żebym rzucił tekst, kończą jak Sodoma i Gomora.
To mnie nudzi, ta rap gra to farsa,
Szukać hajsu, lansu, farta, falstart.
Ścigać się z nimi to jak bieg przez płotki.
Mógłbym którąś zdepnąć, ziomuś, ale nie chcę wojny na forum.
Każdy tam ma swój skarb jak Gollum,
Nie potrzebuję protektorów, Biszu skarb narodów.
Nie nagrywam dissów, bo nie nagrywam trenów.
A ty – jeśli czegoś chcesz, to to bierz i nie mów,
Że pieprzysz tron, jak nie dorastasz do taboretów człowieku.
To nawet nie jest śmieszne gówno, to jest kupa śmiechu.
Ty masz ogień, masz wszystko, nawet jeśli nie masz nic.
Dzisiaj nie masz nic, gdy masz wszystko, ale nie masz iskry.
To nie koniec ziomek. To jest osiem w poziomie,
Bo to jest NIE-SKOŃ-CZONE – to ogień.
|
||||
2. |
I popłynę z tym.
02:33
|
|
||
Teraz jest jak nigdy wcześniej. Teraz jest jak nigdy więcej. Teraz jest jak już nigdy nie będzie, ne było. Kochaj smutek czule, jak nigdy w życiu. Nie zdarzyło się kropli wrócić do źródła, tak i tobie nie powtarza się nic, oprócz… Nic. Ani tobie, ani chwili. Ani kropli łzy.
Ziomuś
1.
Wróg u bram, flow tam.
Opuść most, opuść dom, opuść kraj.
Nurt już gna, żeby przeznaczenie wypełnić jak formę.
Nie ma miejsc, gdzie nie mogę dotrzeć.
Ty nie możesz oprzeć się fali.
Te skały stały jak Goliat – stały, mów mi Dawid.
Okna zabij deskami, pakułami kominy zatkaj.
Krople [?] zeszłej zimy, znasz nas.
Czujesz prąd? Możesz iść pod już.
Możesz iść pod nóż.
Nie stawisz oporu to powódź, a powód jest prosty.
Obudzisz ziomów, żeby dać im dowód wielkości.
Odbij od tych, którzy dołują cię, gdy zaczynasz przerastać,
Gdy w żyłach jest kwas, a ty omijaj ten kwaśny syf z zasady.
Jesteśmy solą, nie damy ziemi smaku utracić.
Jesteśmy wodą ze skały i mamy biec.
Szybko budzić Słońce o świcie,
Nieść czystość, nie zgubić jej, syf plącze ulice.
Zjeść wszystko, co tylko życie odważy się przynieść nam,
Nie chcemy rąk pomocnych, rzuć nam rękawice, życie, taa.
Bo nie ma nic, co mogłoby zatrzymać nas.
Ta chwila, ten czas jest nasz.
Tylko 4, 3, 2, 1, raz.
Życie jest krótkie jak dzień,
Lada dzień się urwie jak sen.
Dziś pada deszcz, zamiast łez mam flow
I zamiast chcieć już to mieć jak moc.
Mój los, czas wchodzi na ogon.
Płyną dni, czas zrobić coś z sobą.
Płynąć z tym jak potop, rzucić kokon,
Ruszyć dokądś drogą surową
I pojąć to, zrozumieć tę pogoń.
Mój umysł zgaśnie, czas ślini palce.
Nie mam nic, co trwa dłużej niż teraz.
Coś musi trwać, gdzieś ktoś musi znać sens,
Co mam zrobić? Wciąż nie umiem wybierać.
Ufam sobie. Rozumiem czas jak wodę.
Rzucam się w nią jak w ogień.
Co innego zrobić mogę? Tylko płynąć z tym.
Jeszcze nie utonąwszy wznoszę się i rżnąć życie nie mówiąc „Proszę cię”.
Nie proszę, nie znoszę prosić się.
Mam wodę, mam ogień, czas wyzwolić się od flow.
Krążę w żyłach, bo kto kończy grać, ten kończy oddychać.
Nie zostaje mi nic, tylko to.
Nie zostaje mi nic, tylko brnąć.
Zaciskam zęby jakbym łączył bieguny
I biegnę, wciąż słyszę jak życie mówi mi „Bierz mnie”.
Teraz potop, a po nim krew, piach, ziom,
Szkoda łez, zamiast łez mam flow.
Odcinam kotwicę od nóg, od słów, od liter.
Płynę z tym.
I popłynę z tym, taa.
|
||||
3. |
Nim pójdę w ziemię.
03:02
|
|
||
4, 3, 2, 1
Nauczyłeś się mierzyć czas jak odległość.
Wydaje ci się, że oddaliłeś śmierć.
Lecz oddaliłeś tylko myśl o niej.
Tym szybciej staniesz z nią twarzą w twarz.
1.
Mojej dupie jest na imię Śmierć.
Na drugie Kiedyś i gdzieś,
Na pewno na nazwisko Zatańcz ze mną i pieprz to.
Mam jej miłość po grób od pieluch.
Niewielu pokazało jej drzwi,
Jakich niewielu? Kurwa , jeden – Jezus.
Jej oczy są głebokie – sześć stóp, plus minus.
Jej spojrzenie mówi wprost – „Jestem tu, smutny synu”.
Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się musi mieć,
A jak się robi długi, trzeba bulić je.
Zanim przytuli mnie pokażę jej,
Że nie ona mnie, ale ja ją mogę zmusić do łez, kurwa.
Kocham życie nad życie, zrozum.
Kocham życie nad rozum, nad pozór,
Nie zrozumiesz, jak nie czujesz głodu.
Jak planujesz w domu żyć w spokoju, stój w pokoju,
Ja muszę grać do zgonu, znowu opór melanż.
Nadzieja obumiera, Ikea urządzi ci życie .
Może ominie cię prąd i kitę jebniesz trochę później niż gro.
Mięso myśli, że armaty wystawione tu na salwy są.
Ej, nawet jeśli Boga nie ma już dawno,
To jest dobro i zło, wciąż konfrontując się z sobą.
Bieda i hajs – kto nas podzielił tak? Przeklinam go.
Ale chuj, jest jedna linia i front.
Nie zabijam, nawracam jak psa, który szcza mordą w piach.
Żeby poczuć syf, chcesz zobaczyć w jego oku świadomość?
Chcesz zobaczyć w twoim oku świadomość.
Dobro i zło, props dla tych co wybiorą miłość.
Nienawiść, życie, śmierć, tango, cash.
Kocham życie tańcząc, nienawidzą mnie zombie z S jak dolar w źrenicach,
S jak soma Huxleya, SS na pagonach, S jak skurwysyństwo na ulicach.
Jaki jestem mądry,
Zachciało mi się nie chcieć wątpić,
Mieć poglądy, mieć moc sądzić.
Wiesz coś? Podpij lekko.
Zamienię twoją pewność w przeszłość.
Bisz agnostyk?
Mówią mi: „Stąpaj twardo po ziemi”.
Wiem, tej kuli u nogi nie da się łatwo odkleić.
Uziemiony w świecie zdefiniowanym przez pieniądz,
Gdzie trzeba go mieć, by się uwolnić od niego.
Ciężko wybierasz nie wiedząc wszystkiego,
I wszyscy o tym wiedzą.
Nie można wiedzieć wszystkiego, no.
Nie wszyscy o tym wiedzą.
Myślenie uruchamia piaski, wciąga w wir, wątpliwość rośnie.
Chuj, co zrobić? Trzeba iść na żywioł.
Gra zaczyna nabierać kolorów, nie umywam rąk jak Piłat.
Jeśli mój los to gilotyna, to pójdę się ściąć.
Nie patrz na to ze śmiechem, ja znam to.
Świnie patrząc w ziemię nie wierzą w istnienie gwiazd.
To droga przez bagno, ludzie uświnią wszystko,
Albo ośmieszą ostatnie rzeczy, dla których warto żyć.
To boli jak te piękne dziewczyny, anioły z natury,
Co ten świat z nich uczynił?
Potwory kultury śmierci.
Brak szacunku do siebie, do innych, do świata,
I nie wiem jak inni, ja wobec mnie się go domagam,
Bo już czas podnieść głowy do gwiazd,
A nie za życia wkładać je w piach,
Ten świat jest nasz.
Ten świat jest nasz!
|
||||
4. |
I przeminę z wiatrem.
03:33
|
|
||
Nic po mnie nie zostanie jak po ogniu kiedy zdmuchniesz świecę
pójdę w ziemię kości krew pójdę w eter
mgnienie wspomnienie miłości i łez życie jest snem
dla niektórych koszmarem ja wiem i boli mnie dusza
nawet jeśli to tylko synapsy neurony ten impuls
skacze w powietrzu fale rozchodzą się iskry atomy
ten rytm nie ustaje trwa przekształcanie się materii
dla nas trwa przemijanie, przewijanie się dni
przepychanie się sił przesilanie się pól podmywany
brzeg znów się zapada noc wiatr wyje jak ja mam złapać
czas wiatr zmian zostawia w nas jad jak skorpion
melancholia depresja paraliż wątpiąc melanż orgia
regres jak karani za dobroć nie ma końca agresja falami
śpiąc wciąż letarg wciąga amnezja spadamy non stop
ty kochaj go ty kochaj ją tylko w tym coś zdoła być
ponad to zresztą co ja kurwa mogę o tym wiedzieć
nie wiem nie wierzę w to jestem głupcem no bo jestem pewien
otwieram ramiona skrzydła bramy wiatr w piórach gra
gramy w życie wplątani w sidła przez samych siebie
wybrać nie mamy jak zabić ten impas się zjawi jak refren
powtarza się wiecznie czekamy..
Nic po mnie nie zostanie jak po ogniu kiedy zdmuchniesz świecę
pójdę w ziemię kości krew pójdę w eter
mgnienie wspomnienie miłości i łez życie jest snem
dla niektórych koszmarem ja wiem i boli mnie duch.
Unoszę się nad wodą unoszę się nad głową i język płonie słowo
pomiędzy mną i tobą coś jest i chociaż wciąż nie mogąc
być jednym jesteśmy rwąc więzy tworząc więzi wciąż na nowo
jeszcze raz krzyknij weź ten haust zimny jest ten świat
krzyknij jeszcze raz wyjdź i zmień ten świat
z wszystkim jesteś sam z wszystkim jesteś jak wszyscy
jesteś tak inny a wiedz że to wszystko się rozpłynie jak sen
i wiedz że masz mniej czasu niż chwilę bo w niej myślisz teraz
ale tak samo pomyślisz teraz gdy śmierć będzie zabierać cię
gdzieś gdzie nie zabiera się nic a wspomnienia są czymś
tak nierealnym jak złudzenia że ty czas przemierzasz
gdy czas odświeża cię jak ekran teraz nie masz czasu
proste czasu nie ma masz tylko wiatr we włosach
oddech w płucach jedną prawdę w oczach kłamstw tysiące w uszach
to życie nie jest tym czym miało być ale daj mi słowo
które trwa tak by się dało żyć czasem nienawidzę siebie
za tę słabość i zbyt często nienawidzę ciebie za to samo
wybacz nie zaczynaj wątpić we mnie kiedy zmienia się wiatr
bo choć zmienia się wiatr to nie zmieniam się ja
ja nie ten szpaner nie ten raper nie ten frajer
ja to jest to co zostaje gdy zostaję sam to jest to
co jest trwałe co zostaje nam oni chcą hajsu a my chcemy swoje ja
nie jestem dla twoich chwil i wrażeń masz czuć respekt
przed i dla moich sił i marzeń jestem latarnikiem
ty nie musisz znać mojej ksywy jestem niewolnikiem
tego chcę czy o nie chcę jestem prawdziwy dla tych którzy
znają mnie pięć za miłość bo żeby poznać trzeba kochać
inaczej to niemożliwość ludzie silą się ludzie winią się ludzie mylą się..
a chcemy być tylko z sobą ze sobą.
cztery, trzy, dwa, jeden, zero...
|
Pekro/Kosa Bydgoszcz, Poland
Pekro / Kosa, actually Patryk Jocek and Maciej Kosicki duo creates music productions associated with urban
music.
The beginning of our cooperation dates from the first half of 2010. Each of us has a place in the production process. We notice also mix and mastering tracks.
... more
Streaming and Download help
If you like Idąc na żywioł EP, you may also like:
Bandcamp Daily your guide to the world of Bandcamp